Podróż z Pizy do Ceciny okazała się bajkowa. Zachowanie młodszej córki może idealne nie było, ale za to te widoki. Z jednej strony góry, z drugiej strony morze. Kilka tuneli na naszej trasie biegnących we wnętrzu tych cudnie zielonych szczytów. Zachwyt co chwile wyrywał nam się z gardeł. Warto odbyć chociażby samą podróż tym pociągiem w te i z powrotem 😉
Zachwyt urwany „w pół słowa” gdy dojechaliśmy do Ceciny. Słyszeliśmy wiele dobrego o tym i miejscu, ale dworzec raczej nie uosabiał niczego co fajne. Zdawało się, że jesteśmy w jakimś odciętym od świata dystrykcie. Zaklinowałam się z wózkiem, dwójką dzieci i fotelikiem samochodowym we wjeździe do windy, która miała mnie przetransportować między peronami. Mąż bohatersko taszczył dwie walizki po schodach, a mnie uratował jakiś uczynny Włoch. Żadne niebezpieczeństwo nam nie groziło, ale normalnie utknęłam. Ciasno i śmierdząco. A przed dworcem żule i jakiś chiński dzieciak całujacy młodszą córkę – czy ja jestem nadal w tym toskańskim raju? W samym miasteczku wszystko oczywiście pozamykane, bo dojechalimy na miejsce akurat w porze sjesty. Swoją drogą ta sjesta to genialny wynalazek. Przerwa w pracy w samym środku dnia! Udało nam się znaleźć małą restaurację koło niezbyt rzucającego się w oczy kościoła. I pierwsze, niezbyt dobre wrażenie Ceciny udało się zatrzeć przepysznym obiadem. Włoska pasta, mało mająca związku z polskim spaghetti – po prostu smaczna. Smaczny sam makaron i smaczny sos. Sos z kawałkami pomidorów, a nie sos z paczki. Jedna porcja na spółkę dla dzieciaków? LEDWO starczyło 😉 Zaopatrzyliśmy się jeszcze w pieczywo i pomidory na śniadanie dnia następnego i ruszyliśmy do taksówki, aby dotrzeć do naszego domu (będzie nim przez najbliższe dwa tygodnie). I klops. TAXI jest. Ale porozumienia nie ma 😉
– Dove?
– Agroturismo Le Pescine – odpowiadam i pokazuję panu mapę z trasą dojazdu i nazwą ulicy, a pan jakby nie do końca wie gdzie to jest. Tego się nie spodziewałam. Zatrzymujemy się po drodze na ponowne obcykanie mapy i tajemnicze pomrukiwanie pana kierowcy, ale udaje się! Zamieniamy ze sobą kilka słów po włosko-angielsku i pan wręcza nam swoją wizytówkę.
Agroturystyka czeka już na nas – Matteo wita nas w bramie wjazdowej i pomaga uporać się z bagażami. Załatwiamy kilka formalności, otrzymujemy produkowaną w tym gospodarstwie oliwę na powitanie i regionalny makaron. Zakupujemy też regionalne wino. Le Pescine to agroturystyka położona w gminie VADA, oddalona około 3 km od wybrzeża etruskiego. Kompleks składa się z 14 apartamentów i położony jest w centrum 40-hektarowej posiadłości. Otaczają go pola słoneczników i drzewka oliwne. Matteo oprowadza nas po okolicy. Rowery, które będą naszym głównym środkiem transportu są gotowe. Wybieramy dwa i otrzymujemy do nich foteliki dla dzieci. Ania jest najbardziej ciekawa basenu. Okazuje się, że ten dla dzieci jest niestety czynny dopiero od czerwca, ale mimo to zachwyt w oczach dziecka jest – perspektywa pluskania w basenie dla dorosłych – wow! 🙂 Plac zabaw – jest. Boisko – jest. Stół do ping-ponga – jest. Gaj oliwny – jest. Pralnia – jest (baaardzo ważne miejsce przy dwójce dzieci). No i nasze mieszkanko. Tak chyba wygląda „styl toskański”. Zielone okiennice. W sypialni wielkie łóżko, drewniany stolik i duża, stara szafa (jak „drzwi do Narnii”). Kuchnia w aneksie z drugim pokojem i jadalnią. Na ścianach anioły i talerze. Nasz prywatny taras jest fajnie odgrodzony zielenią od reszty kompleksu – ale o skrępowaniu nie ma mowy – oprócz nas są ponoć jeszcze tylko jedni goście. Dodatkowo do dyspozycji mamy własnego grilla i altankę. Czy tak wygląda raj?
Spokój. To nasze pierwsze odczucie po przyjeździe tutaj. Jesteśmy na odludziu – po prostu. Mój mąż ze swoją tendencją to czarno-widzenia zastanawia się co będziemy tu robić jak będzie brzydka pogoda. Ale póki co nie musimy się o to martwić. Jest totalne lato. Odświeżamy się i lecimy na plac zabaw i na basen. Kiedy nadchodzi wieczór dziewczyny padają wyczerpane, a my siadamy na naszym tarasie i otwieramy wino, które jest po prostu przepyszne (może coś w tym jest, że na nasze odczucia smakowe ma wpływ również miejsce, w którym dany produkt spożywamy). Odkąd mamy dzieci moja styczność z alkoholem jest po prostu marna. Ale to wino naprawdę mi smakuje. Siedzimy sobie, rozmawiamy i dochodzą do nas głosy gości z „naprzeciwka”. Czyżby Polacy? Przyjechać na totalne włoskie odludzie i spotkać rodaków. Robi nam się jeszcze cieplej na duszy i idziemy się przywitać. Okazuje się, że naszymi sąsiadami jest starsze małżeństwo, wraz z bratem tej pani. Mieszkają gdzieś w okolicach Łodzi i od 20 lat podróżuja po Toskanii. Są przemili! Częstują nas winem i przekąskami. I tutaj właśnie doznaję szoku. 5-litrowy baniak dobrego (!) wina, który kupili za 8 EURO w jakiejś tajemniczo brzmiącej cooperativie. Od razu polecają nam tę sieć sklepów, mówiąc, że znajdziemy tam produkty regionalne. Zjadam coś do czego totalnie nie mam przekonania. Ale pan siedzący obok mnie jest tak miły i z takim przekonaniem mówi, że to jest dobre, że nie chcę sprawiać mu przykrości. Wkładam do ust czarną oliwkę. Ale jest całkiem inna od oliwek, które jadłam w Polsce. Jest kiszona i jest… smakowita. Idealnie pasuje do wina, które magicznie uzupełnia się w moim kieliszku. Nie znoszę oliwek. Nigdy nie lubiłam, wiele razy próbowała wcisnąć i wciskałam, ale nie przekonałam się. Do teraz. Uwielbiam kiszone, czarne oliwki i przy najbliższej bytności w COOP kupuje 0,5 kg 🙂
Dzień kończy się nie wiadomo kiedy.. Padamy ze zmęczenia. Szczęśliwi. Po prostu. A rano budzę się po 8. W szoku. Dlaczego jest tak ciemno? Dlaczego jest tak cicho? Gdzie są dzieci? Budzą się chwilę po mnie. Te okiennice „robią noc” 😉 Do tego doszło nasze zmęczenie całą podróżą i wrażeniami. Jemy śniadanie i ruszamy poznawać Toskanię!
Dla samych pól słoneczników bym pojechała- kocham je 🙂
niestety w maju jeszcze nie kwitły, ale totalnie nam to nie przeszkadzało uruchomić wyobraźni 🙂 kiedy tam powrócimy to może trafimy na porę ich kwitnienia 🙂
Ach, jak bajkowo. Włochy, Toskania- mają w sobie to coś, że można się zakochać.. .:)
zakochaliśmy się 🙂 ojjj tak 🙂
To brzmi jak fragment dobrej książki. Cudowna relacja. Czekamy na jeszcze 🙂
🙂 cudownie się to wspomina także na pewno będzie ciąg dalszy 🙂
Podróż do Włoch to jedno z moich marzeń. 🙂