inne

toskańskie zapiski mamypediatry część 3

To już przedostatni wpis o naszej rodzinnej wyprawie do Toskanii. Poprzednie części dla chętnych: część 1 i część 2

Gelati achhh gelati

Na samo wspomnienie cieknie mi ślinka. nigdy w życiu nie jadłam tak dobrych lodów. Najpierw zachwyciła mnie wielkość. 3 „gałki”, odpowiadają naszym hmm.. 10? nie, nie przesadzam. Nakładają porcję lodów łopatą i wychodzą ogromne. Niekiedy dodają małe wafelki i łopatki do podtrzymania konstrukcji, bo aż nie da się uwierzyć, że taka ilość lodów z tego wafelka nie wyleci. Kolejny zachwyt pojawił się po pierwszej degustacji. Polskie lody już nigdy nie będą smakowały tak samo. Kupujesz lody owocowe, a dostajesz nie tylko niezwykłe orzeźwienie, ale i kawałki owoców i prawdziwy, owocowy smak. Te lody nawet pachną inaczej. Smaki słodkie – ciateczkowe, kokosowe czy czekoladowe też mają w sobie kawałki składników, z których są zrobione, a do tego nie pozostawiają plam na ubraniu. Tak ukochane przez Anię lody czekoladowe, które jadła nie raz w Polsce zabrudziły nam sporo ubrań, których nie dało się rady doprać bez odplamiacza. Włoskie lody bez względu na smak i kolor znalazły się nie raz na ubraniach moich dzieci (Ola oczywiście też je zajadała) i wszystko doprało się ot tak. Nie wiem jaki barwnik dodają do tych polskich lodów, ale wiem, że go nie lubię 😉

Jaki kolor ma morze?

Nie jest zielono-niebieskie. Nie zrozumcie mnie źle – kocham polski Bałtyk. Mam do niego dużo sentymentu, w końcu przez 10 lat mieszkałam w Trójmieście i wypady nad gdańską zatokę były wpisane w moje życie. Ale takiej wody jeszcze nie widziałam. Lazurowa? Przy dużych falach kolor robi się jeszcze jaśniejszy. Widać dno! Woda jak na maj – bajkowa – spokojnie można się pluskać. Zakochałam się. Tak, w tej wodzie.

białe plaże w Vadzie
białe plaże w Vadzie

Toskańskie słońce

No dobra. Jestem albinosem 😉 Zawsze opalałam się na czerwono i schodziła mi skóra. Ale krem z filtrem 50+ przynosił efekty. A tu klops. Krem średnio co 1-1,5 godziny nakładany, a spalenizna była wręcz buraczkowa. I to nie tylko u mnie ale i u mego męża, który zwykle tak nie cierpi. Na szczęście dziewczyny udało mi się ochronić. Głównie długo-rękawkową odzieżą (może dziwnie to wyglądało, ale przynajmniej działało), parasolem nad morzem i filtrem nakładanym co 30 minut. Nie wiem skąd oni mają to słońce, ale mocne jest 😉 Plus był taki, że pranie wysychało dosłownie w 40 minut 😉

Skąd się biorą takie wielkie szyszki?

Przywieźliśmy ze sobą z Włoch dwie pocztówki, zakupione dla Ani w sklepie Disneya figurki przyjaciół z Klubu Myszki Miki i… szyszkę. Ogromne sosny pinie dają równie ogromne szyszki. Dziewczyny były zachwycone. Drzewa nadają krajobrazowi specyficzny, nieco mroczny charakter.

w piniowym lesie
w piniowym lesie

Gaj oliwny

Byliśmy na odludziu. Do miasteczka dość daleko, na piechotę nie ma szans. Deszczowe niedziele kazały nam zrezygnować z wyprawy do kościoła. Zastępowały je wizyty w gaju oliwnym. Spokój, moment wyciszenia i modlitwa. Spacer wśród tych drzew był okazją do refleksji. Umieram z ciekawości jak to wygląda w trakcie owocowania tych drzew…

spacer po gaju oliwnym
spacer po gaju oliwnym

Wino

Nie należałam do osób lubiących delektować się winem. Od czasu do czasu, ze znajomymi. Wszystko jedno jakie. Toskańskie wina mnie uwiodły. Jakim genialnym wynalazkiem jest picie wina do obiadu! A cena? Jak to możliwe, że to wino jest takie tanie i takie dobre? 5-litrowy baniak naprawdę smacznego wina za 8 euro. A litr w tej cenie to już wino o smaku genialnym. Po włoskim obiedzie z lampką wina człowiek nie potrzebuje się legnąć na kanapie i odpocząć. Można dalej zwiedzać czy grać z dzieckiem w piłkę. Nic dziwnego, że Włosi mają takie figury – lekkie jedzenie i dobre wino to superfajne połączenie 😉

1610937_10206477487073577_3925750472647118276_n

Porcini, mhhmmmm…

Nie wiedziałam, że tortelini może być nadziane prawdziwkami. Nie wiedziałam, że można je jeść inaczej jak tylko w sałatce. Teraz już wiem, że obiad złożony z tortelini porcini z odrobiną pesto to niebo w gębie. I nie wymaga ode mnie stania nad garami i nie wiadomo jakich przygotowań. Tylko dlaczego nie mogę tego znaleźć w Polsce? Tęsknie za tym smakiem. Nawet samo ciasto tego makaronu ma inny smak.

mniam
mniam

Pasta

Jedne wakacje, a nasze zwyczaje żywieniowe zmieniły się totalnie. Kiedyś kupowałam makaron w Lidlu. Wszystko jedno jaki. Nawet ten za 2 złote mi smakował. Ojjj teraz to nie przejdzie. Kupujemy nieco droższe włoskie makarony i włoskie sosy z kartonika. Może nie jest to smak identyczny jak na naszych wakacjach, ale bardzo go przypomina. Mój mięsożerny mąż nie był zadowolony, gdy po przyjeździe na obiad nie zjedliśmy makaronu. Kto by pomyślał. Toskańskie półki COOPerativy były wypełnione różnymi rodzajami makaronów. Nie zdążyliśmy wszystkich wypróbować, ale nie znaleźliśmy takiego, który by nam nie smakował. Włosi jedzą to, co sami produkują. Odkryli ten sekret już dawno temu – po co importować jakieś cuda produkowane poza granicami kraju, skoro włoskie jedzenie jest dobre, lekkostrawne i tanie?

obiad
obiad

Gdzie mieszkają jaszczurki?

W Toskanii. Są wszędzie. Ania była zachwycona (ja nieco mniej, ale się przyzwyczaiłam) 🙂 Chodzą po ścianach budynków, są w trawie, na chodniku, nad basenem (spokojnie w wodzie ich nie ma), w łazience. Dobrze, że uciekają od ludzi, bo inaczej bym tego nie wytrzymała. Są piękne. Głównie zielone. Szybkie i ponoć bardzo pożyteczne, bo zjadają owady. Dodają pewnego klimatu.

Włosi

Kultura na drodze. To nam się bardzo rzuciło w oczy. Nasze wyprawy rowerowe wymagały od nas nie raz włączania się na jezdnię o dość dużym ruchu. Kierowcy traktowali nas jednak jako pełnoprawnych uczestników ruchu. Przy wjeździe na rondo ustępowali nam pierwszeństwa, a na prostej drodze omijali z zachowaniem dużego odstępu. Nie wiem czy to cecha Włochów, ale na pewno tak dobrze by nie było w naszym kraju, gdzie nawet na ścieżkach rowerowych człowiek musi bać się samochodów. Czasami szukając odpowiedniej drogi zatrzymywaliśmy się aby zerknąć na mapę. Wystarczyła chwila, aby zjawił się przy nas Włoch pytając czy nie pomóc. Raz nawet jakaś pani wylała się z siebie ogrom słów po włosku i bardzo się zmartwiła, że nic nie rozumiemy. Po czym na migi wskazała nam drogę 🙂 Włosi? Bardzo, bardzo mili.

Pizza jest pyyyyyszna!

Sos do pizzy? Ewentualnie pomidorowy. Dosłownie. To po prostu kawałki pomidorów. Nie żaden ketchup, BBQ czy majonezowy. Po prostu czysty pomidor lub… brak sosu. I pizza ma smak. Dziewczyny zjadały margerithę i aż uszy im się trzęsły. Rodzice przebierali w dodatkach, ale bez względu czy to były różne rodzaje serów, czy salami, czy rukola, to smak był niepowtarzalny. Od naszego powrotu nie miałam odwagi zamówić pizzy. Po co się rozczarowywać?

pizza
pizza

2 thoughts on “toskańskie zapiski mamypediatry część 3

  1. Nie dziwię się, że tak wspominasz 😉 jak byłam jeddnego lata w Bułgarii to też nie mogłam przebolec jak te warzywa mogą mieć taki smak… 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *